Rok szkolny już na pełnych obrotach. Nowe porządki wprowadziły wiele zmian. Słusznie czy nie, na pewno zbyt gwałtownie i za szybko. Nowe książki, klasy, zakres materiału, lista lektur… Często tak ważne dla młodych ludzi decyzje zapadają zupełnie przypadkiem, są nieprzemyślane, a ich konsekwencje mają szeroki zasięg. Dyrekcje szkół muszą walczyć z politycznymi układami, a nauczyciele z podstawą programową. Wydaje mi się, że w tych wszystkich przepychankach, często zapominamy jak potężnym orędziem jest powszechna edukacja i ile dobrego może zdziałać. I nie chodzi mi tu o dostarczanie dzieciom mleka w kartoniku czy rozdawanie pomarańczy.
Swoją edukację skończyłam już dobre naście lat temu, a dopiero w ubiegły weekend dowiedziałam się jakie są założenia zajęć WF-u zgodnie z podstawą programową. Byłam niezwykle zaskoczona, że nie jest to tylko bieganie za piłką czy robienie fikołków. Jest tam zapis mówiący o wychowaniu fizycznym, czyli kształtowaniu osobowości tak, aby nauczyć młodego człowiek dbać o swoje ciało oraz zdrowie fizyczne przez całe życie! No to się dowiedziałam. Tylko jak się to ma do rzeczywistości? O tym, jak ważny jest sport w życiu człowieka pisało i mówiło już wiele autorytetów. Nie jest to odkrywcze, ale uważam, że pomimo tak szerokiej dostępności do informacji jeszcze jest dużo do zrobienia. W obecnej dobie narastającego tempa życia, ważne jest uświadomienie, że aktywność fizyczna to klucz do zdrowia, także psychicznego. Kiedyś spotkałam się ze stwierdzeniem, że jak masz problem to idź pobiegać. Proste, mało przekonujące, ale może coś w tym jest? Krew zacznie szybciej krążyć, stanie się bardziej natleniona, mózg zaczynie lepiej pracować, a Ty szybciej znajdziesz rozwiązanie. Nawet jeżeli tego rozwiązania nie znajdziesz od razu, to wysiłek fizyczny sprawi, że rozładujesz napięcie i lepiej zaśniesz tego wieczoru.
Jak już się czepiłam edukacji, to jeszcze poruszę drażliwy temat religii. Jakiś czas temu spotkałam się propagowaniem hasła; „Szkoła to nie kościół”. Nie identyfikuję się z aż tak radykalnym podejściem do sprawy, ale ciężko się z tym nie zgodzić. Wychowałam się w czasach, kiedy „lekcje” religii odbywały się w salce katechetycznej przy kościele. Nie pamiętam czy chodziła na nie cała klasa, ale generalnie na frekwencję nie można było narzekać. Bardzo je lubiłam. Katechezy prowadził miły ojciec Franciszkanin, który za regularną obecność dawał pudełko landrynek. Po zmianach ustrojowych, tak jak towary na półki w sklepach, tak religia trafiła do szkół. Na początku nieśmiało, jedna, niezobowiązująca godzina. Jednak później, zaczęła umacniać swoją pozycję stając się „przedmiotem nauczania”, widniejącym na świadectwie! Można by z tego wysnuć wniosek, że wiary można się nauczyć. Jeżeli wykujemy na pamięć przykazana, nauczymy się żywotów świętych, to dostaniemy piątkę na świadectwie, ale czy coś jeszcze…? Czy religia i wiara w Boga to samo? Nie uważam, że religia w szkole to jakaś zbrodnia, ale jeżeli chcemy trzymać się wersji nauczania obecnie obowiązującego programu, to wydaje mi się, że sama nazwa przedmiotu, powinna być trochę zmodyfikowana, na przykład na „religia chrześcijańska” lub „religia katolicka”. Nie chciałabym żebyście wzięli mnie za jakiegoś radykała, który nie uznaje zasad, ani reguł. Wręcz przeciwnie, jestem zdania że jasno postawione granice i obowiązki pozwalają stabilnie stąpać po ziemi. Często daje to religia, ale nie ta ze szkolnej ławki, tylko ta prawdziwa, którą ma się w sercu. Bo właściwie o co chodzi w nauce religii? Jaki jest jej cel? Jestem jak najbardziej za nauką religii w szkole, ale wszystkich religii! Wtedy przedmiot mógłby się nazywać „Religie”. W dzisiejszym świecie multikulturowości, taka wiedza może być nam niejednokrotnie przydatna, a jednocześnie może ustrzec przed licznymi zagrożeniami.
Szkoła z założenia powinna edukować. Dobra edukacja to mądre i myślące społeczeństwo. No właśnie, tylko czy takie jest również założenie rządzących…?
We wpisie „Psychologia dla najmłodszych” wspomniałam o programach edukacyjnych organizowanych przez Centrum Pozytywnej Edukacji. Często nie zdajemy sobie sprawy, że są umiejętności, które bardzo pomagają w dorosłym życiu, a można się ich uczyć już od najmłodszych lat szkolnych. I nie jest bezbłędne recytowanie przykładów imiesłowu przymiotnikowego. Są to umiejętności komunikacyjne i społeczne ułatwiających dobre funkcjonowanie w grupie oraz radzenie sobie z problemami i trudnościami.
Program „Przyjaciel Zippiego” został stworzony specjalnie dla dzieci w wieku 5-8 letnich. Uczy jak określać własne uczucia i jak o nich rozmawiać, jak mówić to, co chce się powiedzieć, jak słuchać uważnie, jak prosić o pomoc, jak nawiązywać i utrzymywać przyjaźnie, jak radzić sobie z samotnością i odrzuceniem, jak mówić przepraszam, jak radzić sobie z prześladowaniem, jak rozwiązywać konflikty, jak radzić sobie ze zmianą i stratą, jak adaptować się do nowych sytuacji. Czy nie są to umiejętności, które każdy z nas chciałby umieć na piątkę? Czasem nam się wydaję, że to, iż ktoś dobrze sobie radzi w rozwiązywaniu trudności, występach publicznych, ma świetne relacje z rodziną czy znajomymi to przypadek lub zbieg okoliczności. Prawda jest taka, że w przeważającej większości są o umiejętności, które każdy z nas może posiąść. Trzeba tylko wiedzieć gdzie szukać i się tego nauczać.
Zachęcam Was do nauki i zostawiam z pięknym i optymistycznym utworem Davida Garrett „Viva La Vida” https://www.youtube.com/watch?v=bZ_BoOlAXyk A podsumowując temat nauki religii, przytoczę słowa Papieża Franciszka: „Nie trzeba wierzyć w Boga, żeby być dobrym człowiekiem. Nie trzeba w niego wierzyć tak, jak powszechnie rozumiemy jego postać. Człowiek może być uduchowiony, ale nie religijny. Nie musisz chodzić do kościoła i dawać pieniędzy. Dla wielu ludzi kościołem może być nawet natura. Wielu wspaniałych ludzi w historii ludzkości nie wierzyło w Boga. A inni czynili zło w Jego imię.”